[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziewczyny. Powoli, ale nieubłaganie kierowała się ku szyi.
Nagle Jaina usłyszała inny dzwięk, dolatujący z większej odległości. Przez
buczenie świetlnego miecza przebiły się trzaski i szumy zakłóceń, zastąpione po
chwili przez donośny męski głos, wydobywający się z odbiornika komunikatora:
- Tu  Piorunochron . Wzywam kogokolwiek, kto mógłby mnie usłyszeć.
Lepiej zabierzcie wszystkich z głównego lądowiska. I to szybko. Nadlatujemy.
Aha, i jeżeli zdążyliście do tej pory ponownie włączyć choćby część ochronnych
pól, jak najszybciej je wyłączcie. I bez tego mieliśmy dzisiaj wystarczająco dużo
wrażeń. Mam złamaną rękę, więc pilotuje młody Jacen Solo, ale statek ma
uszkodzone stery i podziurawione skrzydła. Naprawdę nie wiem, czy nie
rozpadnie się podczas lądowania.
W tej samej chwili, przepełnionej zdumieniem i niedowierzaniem, Jaina
poczuła, że trzymana przez Zekka świetlista klinga miecza zadrżała i oddaliła się
od jej głowy. Uwagę dziewczyny przyciągało jednak narastające brzęczenie. Jaina
obejrzała się przez ramię i ujrzała, że nad wierzchołkami drzew ukazuje się
 Piorunochron , wysłużony towarowy transportowiec.
Kołysał się w powietrzu jak pijany, ale leciał dalej, mimo iż z kaszlących
silników nie przestawały wydobywać się kłęby dymu.
- Halo,  Piorunochron . Witamy w domu - rozległ się głos Luke a, który
wyciągnął własny miniaturowy komunikator. - Możesz lądować bez obaw.
Zekk ze zdumieniem spoglądał na pokiereszowany kadłub starego statku,
który mimo uszkodzeń zdołał jakoś dolecieć do wielkiej świątyni. Potrząsnął
głową, jakby zbudzony z głębokiego snu. Wyciągnął do dziewczyny rękę, w której
nie trzymał już rękojeści świetlnego miecza.
- Jaino, wcale nie chciałem...
Nagle rozległ się basowy grzmot potężnej eksplozji, który zagłuszył wszystkie
inne dzwięki. Jaina poczuła, że grunt pod jej nogami zadrżał, wstrząśnięty siłą
wybuchu i rozprzestrzeniającymi się falami uderzeniowymi.
- Padnij! - zawołał Zekk.
106
Jaina rzuciła się pod mur opasujący brukowany dziedziniec. Upadła na
ziemię i zachłysnęła się powietrzem wskutek bólu przenikającego jej ciało. Kiedy
odwróciła się na plecy i spojrzała w górę, zobaczyła kłęby gęstego dymu.
Wydobywały się z krateru, jaki powstał w miejscu, gdzie jeszcze przed sekundą
znajdował się wierzchołek prastarej piramidy. Rozsadzone siłą eksplozji
kamienne bloki i odłamki skał spadały na ziemię jak ulewa.
Zekk odwrócił się i próbował się ukryć, ale lawiny kamieni opadały tak
szybko, że nie zdążył uciec. Jakiś duży skalny odłamek trafił go w głowę, a wiele
mniejszych kamieni wylądowało na plecach i ramionach. Obserwując, jak
ciemnowłosy młodzieniec pada na ziemię, Jaina uświadomiła sobie w jednej
chwili, że Zekk wiedział.
Wiedział, iż lada chwila murami wielkiej świątyni wstrząśnie potworna
eksplozja.
I uczynił wszystko, co mógł, by ocalić ich życie.
107
Rozdział 25
W niezbadanych ostępach dżungli porastającej powierzchnię Yavina Cztery -
ale nie na tej samej półkuli, na której Luke Skywalker zorganizował akademię
Jedi - dopalał się wrak imperialnego myśliwca typu TIE.
W pewnej chwili szczęknął zamek owiewki kabiny i ze środka, krztusząc się i
kaszląc, zaczął gramolić się pilot Qorl. Chwycił zdrową ręką za metalową
krawędz, obrócił ciało i wyplątał nogi z objęć ochronnej sieci. Przypominająca
kończynę androida sztuczna ręka, uszkodzona podczas lądowania, skwierczała,
dymiła i iskrzyła.
Qorl nie odczuwał jednak żadnego bólu. W jego żyłach wciąż jeszcze krążyła
zwiększona dawka adrenaliny. Z wysiłkiem wydostał się z kabiny. Na szczęście
nie połamał nóg podczas katastrofy, chociaż uświadamiał sobie, że są zdrętwiałe i
obolałe. Ostrożnie stanął na ziemi, a pózniej, zataczając się i utykając, schronił
pod drzewami, na wszelki wypadek, aby nie odnieść dodatkowych obrażeń, gdyby
jego maszyna nagle eksplodowała.
Nie widział nikogo w pobliżu, ale stał i przez dłuższy czas przyglądał się, jak z
płonących szczątków unoszą się w niebo kłęby dymu. Obawiał się, że może
wybuchnąć któryś z silników. Czekał, aż wrak przestanie dymić i wyda ostatnie
tchnienie.
Wiedział, że w wyniku katastrofy jego myśliwiec został poważnie uszkodzony.
W wielu miejscach kadłub przedziurawiły twarde jak stal gałęzie drzew
Massassów. Dwa płaskie sześciokątne panele z ogniwami energetycznymi się
oderwały, a jeden nawet rozłamał się na kilka części.
Qorl przypomniał sobie, że kiedy leciał, ostrzeliwany przez statki
Rebeliantów, próbował unikać turbolaserowych błyskawic. W końcu jednak
został trafiony i stracił panowanie nad sterami. Chociaż jego maszyna wpadła w
coś na kształt korkociągu, widział, jak gwiezdne niszczyciele, jedno po drugim, są
unicestwiane. Kiedy zmagał się ze sterami, pragnąc wyrównać lot myśliwca,
dostrzegł również, że w przestworzach eksplodował mroczny pierścień Akademii
Ciemnej Strony.
Zrozumiał, że w ten sposób zgasła wszelka nadzieja, iż Drugie Imperium
odrodzi się i zapanuje nad galaktyką. Przecież na pokładzie gwiezdnej stacji
przebywał nie tylko lord Brakiss, ale nawet sam Imperator. Bez wątpienia ci
spośród Ciemnych Jedi, którzy wciąż jeszcze toczyli walki na powierzchni Yavina
Cztery, wcześniej czy pózniej zostaną pochwyceni i wtrąceni do rebelianckich
lochów.
Qorl czuł, że ma na sumieniu kilka grzechów. Zamiast pozwolić, żeby zginęło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl