[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wpływowych, interesujących. Wielu z nich próbowało umówić się na drinka, ale zawsze
grzecznie odmawiała, bo nie lubiła mieszać obowiązków z przyjemnościami.
Dlaczego tym razem stało się inaczej? Czemu nie potrafiła obronić się przed jego
uśmiechem? Pewnie dlatego, że znalazła się w wyjątkowo trudnej sytuacji, pozbawiona
wsparcia, zdana wyłącznie na siebie. Gideon był głównym sprawcą jej kłopotów, ale po-
trafił obudzić w niej pragnienia, którym długo odmawiała prawa bytu. Poza tym instynk-
townie wyczuwała w nim sojusznika. Nie chodziło o to, by wypłakać mu się w rękaw.
Podświadomie czuła, że może na nim polegać w trudnych chwilach. Niby chciała, by się
wyniósł. I jednocześnie, żeby został.
Chyba wyczuł, że o nim myśli, bo odwrócił się do niej. I znów obezwładnił ją
uśmiechem.
- Jak tam? W porządku?
- Tak... Nie...
Zaschło jej w ustach, czuła się odwodniona.
- Napij się. - Wskazał głową oszronioną butelkę.
- Dzięki, tego mi trzeba. - Pociągnęła solidny łyk, a potem wyciągnęła z kieszeni
truskawkowy błyszczyk, z którym się nie rozstawała. - O czym to ja mówiłam?
R
L
T
- %7łe spałaś w gorszych miejscach niż biuro Davida.
Znieruchomiała, bo na samo wspomnienie tych miejsc dostawała dreszczy. Ob-
skurna cela w areszcie. Sześć nieskończenie długich miesięcy izolacji. Przytułek...
Odkręciła błyszczyk i bez pośpiechu pociągnęła usta, próbując przypomnieć sobie
szczegóły rozmowy, która sprowokowała ją do tych rozmyślań. Brak wolnych pokoi.
Cholerna starsza druhna i beznadziejny drużba. Powiedziała Gideonowi, że muszą zorga-
nizować jeszcze jeden pokój. Stąd pomysł spania na podłodze. Dziwne, ale w ogóle nie
pamiętała, co było potem.
- Posłuchaj, nie powiesz Davidowi, że chcę nocować w biurze, bo przestanie szu-
kać jakiegoś rozwiązania.
- Nie powiem, ale nie musisz się o to martwić. Jeśli Davidowi zależy na pracy, nie
pozwoli ci spać na podłodze.
- Wyrzuciłbyś go? Mimo że sam jesteś winny?
- Istnieje coś takiego jak względy zdrowotne, przepisy bhp i polisa ubezpieczenio-
wa. Gdyby podczas takiego noclegu coś ci się stało, pozwałabyś mnie do sądu i puściła z
torbami.
- Zwięte słowa! Zdarłabym z ciebie ostatnią koszulę, więc lepiej już sobie stąd idz -
ponagliła. - Smakował ci lunch? - zapytała, żeby czasem nie zapomniał o przysłudze,
którą mu wyświadczyła.
- Bardzo. Doceniam twoje poświęcenie.
Poświęcenie? Co on bredzi! Nie wie, że wielkomiejskie dziewczyny potrafią prze-
żyć dzień na gotowanej rybie i paru listkach sałaty? Ona była teraz tak głodna, że zja-
dłaby całą dużą pizzę. Ale jak się nie ma, co się lubi, trzeba zadowolić się rybą.
- Gdzie mój lunch? - zdziwiła się, widząc, że na stoliku nie ma nic prócz wody.
- Zabrała go obsługa.
- Słucham?
- Spałaś ponad trzy godziny.
- Nie żartuj! Ledwie przymknęłam oczy!
Zaniepokojona spojrzała na zegarek.
R
L
T
Piętnaście po czwartej? Niemożliwe! Zdezorientowana rozejrzała się dokoła. Kiedy
przyszła, słońce wznosiło się wysoko nad horyzontem. Teraz światło nie było już tak
ostre. Spojrzała do góry i stwierdziła, że ktoś rozpiął nad nią zasłonę.
- A skąd to się tu wzięło? Naprawdę zasnęłam? Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Po co miałbym cię budzić? Byłaś zmęczona, musiałaś się zdrzemnąć.
- Trzy godziny to nie jest drzemka! - zawołała, próbując wstać, jednak jej rozleni-
wione członki odmówiły współpracy. - Przecież ja mam kupę roboty! Mejle, wiadomo-
ści! Muszę porozmawiać z szefem kuchni, wypakować obrusy, sprawdzić, czy niczego
nie brakuje. Spakować upominki dla setki gości!
- Uspokój się, Josie! Nie jesteśmy w Londynie! Tutaj nikt nie lata w upale. Wez
przykład ze zwierząt.
- I co? Mam iść się chlapać w rzece?!
- Nie. Wczesnym popołudniem zwierzęta znajdują sobie jakieś chłodne miejsce i
idą spać.
- Ten punkt programu już zaliczyłam!
- W takim razie pora na kąpiel.
Spojrzała na szerokie rozlewisko. Zwierzęta właśnie zaczęły się schodzić. Małe
antylopy, zebry, majestatyczna żyrafa. Niespodziewanie wzruszenie ścisnęło ją za gardło.
To nie żadne zoo ani podmiejski park safari. Wszystko dzieje się naprawdę. Jak urze-
czona chłonęła niepowtarzalny widok. Jaka szkoda, że jest w pracy.
- Pamiętam, co mówiłeś o krokodylach, więc kąpiel sobie daruję.
- Kto ci się każe kąpać w rzece! Jak myślisz, że po co mamy tu basen?
- Tak, tak. Znam ten tekst: proszę sobie wyobrazić: leży pani w basenie, popija
szampana, a w dole słonie pluskają się w jeziorze" - zacytowała z pamięci.
- Moim zdaniem superpomysł. - Wyraznie ożywiony zaczął rozpinać koszulę. -
Zciągaj ten uniform, a ja wezwę obsługę.
- O czym ty mówisz?
- Niedawno wychwalałaś zalety terapii wodnej. Początkowo nie byłem przekonany,
ale zachęcił mnie szampan.
R
L
T
Josie była zmordowana upałem, ciągle chciało jej się pić. Nic więc dziwnego, że
perspektywa takiej terapii - rozkosznego połączenia chłodnej wody, rozpalonej skóry i
towarzystwa wyjątkowo przystojnego faceta - wydała jej się kusząca. Od niepamiętnych
czasów nie była na randce. Taki już los organizatorek imprez, że gdy inni się bawią, one
pracują. Na życie towarzyskie nie mają czasu.
- Przyznaj się, że nie chodzi ci o terapię, tylko o drinka - skwitowała.
- Gdybym chciał się napić, nie zamawiałbym szampana. Ale kieliszek albo dwa na
pewno dobrze mi zrobią.
- Brzmi to niezle - odparła, do bólu świadoma, że Gideon bawi się jej kosztem. I
bezwstydnie wykorzystuje ją do swoich celów. Zaczął skromnie, od kawy. Potem przy-
szła pora na chilli. Teraz zachciewa mu się kąpieli z szampanem. Nawet gdyby była na
tyle głupia, by ulec pokusie, ma za dużo do zrobienia. I coraz mniej czasu. - Przemycę ci
butelkę - obiecała.
- Na pewno nie dasz się skusić?
Och, pokusa była wyjątkowo silna, ale tego wieczoru będzie musiała zadowolić się
chłodnym prysznicem i filiżanką herbaty.
- Może innym razem. Jutro przyjadą goście, nie mówiąc już o państwu młodych,
których muszę gdzieś ulokować.
- Aha...
- Aha? - Zaniepokoił ją jego ton.
- Wiedziałem, że muszę ci o czymś powiedzieć...
- Błagam, niech to będzie wiadomość, że jednak wyjeżdżasz...
- Niestety, muszę cię rozczarować.
- Daj spokój, Gideon! - zniecierpliwiła się. Próbowała już różnych sposobów. Była
uczynna, była słodka. I nic. No to teraz będzie bezwzględna. - Oboje wiemy, że nie jest
ci ani trochę przykro, więc przestań się zgrywać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]