[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sofią to pierwszym samolotem wracam do Nowego Jorku. Nasza
umowa by się rozwiązała i wobec mnie nie miałbyś już zobowiązań.
Pochylił się i ujął jej twarz w obie dłonie. Pociągnął ją w górę.
 Nigdzie nie wyjedziesz, póki sam ci nie powiem, że możesz to
zrobić  powiedział.
Jakby na potwierdzenie tych słów i przypomnienie zawartej
wcześniej umowy, pocałował ją z mocą. Zawirowało jej w głowie.
 Zresztą, tak czy inaczej  zniżył głos  problem nie istnieje,
póki to ja mam twój paszport.  Popatrzył na nią przenikliwie.  Na
tamtym stole masz wszystko, co może być potrzebne do
zaprojektowania naszego ogrodu. Jeśli czegoś zabrakło, będę u
siebie. Me sinchorite.
Pożegnał się i odszedł.
Stała bez ruchu, wspierając się o krzesło, pośpiesznie próbując
przypomnieć sobie kolejne fragmenty początkowo zupełnie
beztroskiej, wręcz żartobliwej rozmowy, zakończonej tym
nieprawdopodobnym, przejmującym pocałunkiem.
Wzmianka o Sofii zupełnie zwarzyła mu humor. Dlaczego
zareagował tak ostro? Fatalnie to wszystko wygląda. Dopiero co
czuła się szczęśliwa jak nigdy. I jak ma teraz wziąć się w garść, nie
mówiąc już o projektowaniu ogrodu, którym Perseus naprawdę
mógłby się poszczycić?
Cieszyła się, że będą to robić wspólnie, ale za pózno się
opamiętała. Sama sobie jest winna. Po co rozmawiała z nim o Sofii.
Wyciągnij z tego nauczkę, przykazała sobie w duchu, sięgając po
pierwszy z brzegu katalog. Nigdy nie idz na współpracę z wrogiem,
nawet w najlepszych intencjach. Wbij to sobie dobrze do głowy i miej
w pamięci, kiedy wieczorem zabierze cię na spotkanie z Sofią. I nie
słuchaj jej racji ani nie dyskutuj na jej temat z Perseusem.
Właściwie, kiedy się nad tym zastanowić, Perseus miał prawo
się na nią rozgniewać. Dała sobą manipulować, przez co okazała się
względem niego nielojalna. Więcej nie powtórzy tego błędu.
Jego ostre słowa i nagłe odejście popsuły jej nastrój. Nie mogła
się otrząsnąć. Postanowiła teraz o tym nie myśleć, tylko wziąć się do
pracy. Godziny mijały niezauważenie. Kiedy przyszła Ariadne
posprzątać po śniadaniu, pochłonięta rysowaniem Sam nawet jej nie
zauważyła.
Koncepcja coraz bardziej się klarowała. Oczami wyobrazni już
widziała ogólny zarys ogrodu, kompozycję barw. Teraz musi tylko
wyszukać rośliny, które zniosą tutejszy klimat i rodzaj gleby.
Dobrze, że zamówione przez Perseusa katalogi podają aż tak
wyczerpujące dane.
Minęło kilka godzin. Ariadne przyniosła lekki lunch: łososia z
grilla i apetyczny owoc. Perseus się nie pojawiał. Pewnie nie ma go w
domu. Bardzo możliwe, że poleciał do Aten. Helikopterem to przecież
żaden problem. Yanni mógł go zawiezć na lądowisko... ale tego się
nie dowiem, pomyślała z żalem.
Około wpół do czwartej zdecydowała, że na dzisiaj dosyć.
Zebrała rzeczy i ruszyła do domu. Była z siebie zadowolona, dobrze
jej poszło. Posiedziałaby jeszcze nad projektem, ale skoro wieczorem
wychodzą pora się przygotować.
Zamierzała włożyć letnią sukienkę z kremowego krepdeszynu.
Dopasowany fason podkreślał figurę a prostota kroju zachwycała
elegancją. Nic dziwnego, znać rękę znakomitego projektanta.
Ale skoro chce w niej wystąpić, musi choć odrobinkę się opalić,
jej cera jest przy tym stroju zbyt blada. Jeśli popływa w morzu i
przez chwilę poleży na słońcu, skóra nabierze złocistości, a włosy
ładnie zjaśnieją. Nie tracąc czasu, pośpiesznie przebrała się w
kostium, chwyciła ręcznik i wybiegła na dwór. Popatrzyła na morze.
W oddali, tuż przy horyzoncie, widać było sylwetki kilku jachtów
i prom. Niebo stapiało się z wodą. Zrzuciła sandałki i wbiegła do
wody. Pobaraszkowała w niej parę minut, a potem wyciągnęła się na
ręczniku. Wprawdzie była blondynką, ale jej skóra miała lekko
oliwkowy odcień i łatwo się opalała. Jednak tu słońce jest ostre,
musi uważać, żeby się nie poparzyć.
Postanowiła poleżeć tylko dziesięć minut. Zamknęła oczy,
próbując odegnać od siebie wszelkie myśli. Powoli ogarnął ją błogi
spokój. Czuła się jak w raju. Słońce przyjemnie grzało, rozkoszną
ciszę zakłócał tylko szmer wody i krzyki mew. Zapadła w sen.
 Jeśli szukasz pretekstu, by nie iść wieczorem na spotkanie, to
niezle ci idzie.  Ostry głos przerwał jej senne marzenia.
Zerwała się na równe nogi.
 Perseus...  Cofnęła się przed nim, ale zdążył schylić się po
ręcznik i zarzucić go jej na ramiona.
Popatrzyła na niego stropiona. Nie była do końca pewna, skąd
się bierze ten dziwny niepokój, który tak nieoczekiwanie ją ogarnął.
Czy dlatego, że jest na nią zły, czy raczej widok jego muskularnego,
opalonego ciała wywołuje w niej lęk? Nadal był tylko w szortach.
 Chciałam się troszeczkę opalić. Tylko przez kilka minut.
 Dwadzieścia  poprawił ją.  Jeszcze chwila i spalisz się na
raka. Chodz do domu. Już!
Unikała jego wzroku. Miał rację, już czuła nieprzyjemne
pieczenie na brzuchu i udach, gdzie skóra rzadko miała kontakt ze
słońcem. Włożyła sandały i ruszyła za nim.
 Nie wiedziałam, że minęło aż tyle czasu. Naprawdę 
usprawiedliwiała się.
Zatrzymał się w pół kroku. Widziała, że z trudem się hamował.
 Jesteś w Grecji, a nie w Central Parku.
 Wiem  bąknęła, zła na siebie, że czuje się jak dziecko, które
spsociło i zostało przyłapane na gorącym uczynku.
 Od tej chwili za każdym razem, gdy będziesz szła na plażę
informuj o tym mnie albo Ariadne. I jeszcze jedno. Obiecaj, że nigdy
nie będziesz pływać sama.
 Przyrzekam  powiedziała cicho. Dochodzili do domu. Była
średnim pływakiem, więc ta obietnica przyszła jej łatwo. W końcu
nie jest szalona. Szkoda tylko, że Perseus nie wierzy w jej zdrowy
rozsadek.
Spróbowała zmienić temat.
 O której mam być gotowa?
 Chciałbym, żebyśmy wyjechali za jakąś godzinę. Pokażę ci
Panagię, to miasteczko, o które pytałaś, gdy wysiedliśmy z promu.
Stamtąd rozciąga się widok na całą wyspę. Zaprowadzę cię do
ciekawej tawerny, na pewno ci się spodoba. Tam zjemy kolację, a
potem pojedziemy do Livadi.
Dodał, że Livadi to portowe miasteczko, pełne kin, barów,
dyskotek i innych rozrywek dla turystów. Sądząc po tonie, chyba nie
przepadał za takimi atrakcjami, a może wiążące się z dawnymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl