[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lubiłam z nim pogawędzić, nie chce mi się płakać. Nie rozpaczam nad jego śmiercią.
Głupio byłoby okazywać żal, skoro go nie czuję.
Pani jest wspaniała! zawołał Stephen.
Pilar odparła przymilnie:
Moglibyśmy wepchnąć pończochy czy rękawiczki w tubę gramofonu. To stłumi
dzwięk i nikt nas nie usłyszy&
Zgoda, kusicielko!
Pilar roześmiała się uszczęśliwiona i wybiegła z saloniku, kierując się do sali
tanecznej na drugim końcu domu.
Gdy dotarła do korytarzyka wiodącego ku furtce ogrodowej, stanęła nagle jak wryta.
Stephen, który biegł w ślad za nią, zatrzymał się również.
Herkules Poirot zdjął właśnie z haka portret wiszący na ścianie i przypatrywał mu
się uważnie w świetle, które przenikało tu z tarasu. Gdy podniósł wzrok znad obrazu,
spostrzegł obydwoje młodych.
Aha! rzekł. Przybywacie we właściwej chwili.
Co pan tu robi? spytała Pilar. Podeszła bliżej i zajrzała mu przez ramię. Poirot
odparł z namaszczeniem:
Przypatruję się właśnie czemuś bardzo istotnemu: twarzy Simeona Lee w latach
jego młodości.
Och! To mój dziadek?
Tak, mademoiselle.
Pilar wpatrzyła się w oblicze namalowane na płótnie.
Jakiż był inny& zupełnie inny& powiedziała wolno. Gdy go poznałam,
miał twarz starą i pomarszczoną. A tu wygląda jak Harry& Harry sprzed dziesięciu
lat.
Owszem, mademoiselle. Harry to prawy syn swego ojca. A teraz proszę spojrzeć
tu& Przeszedł kilka kroków wzdłuż galerii. Oto jego żona, pani babka:
łagodna, pociągła twarz, bardzo jasne włosy, czułe niebieskie oczy&
Zupełnie jak Dawid wyrwało się Pilar. I trochę jak Alfred dodał
Stephen.
Dziedziczność to ciekawa rzecz perorował Poirot. Pan Lee i jego żona byli
krańcowo różni. Większość dzieci wzięła rysy po matce. Proszę spojrzeć choćby tu,
mademoiselle&
Wskazał na portret dwudziestolatki o złocistych włosach i wielkich błękitnych
oczach. Karnację miała podobną do żony Simeona Lee, ale biła od niej wesołość i
witalność, której brakło w bladych tęczówkach i łagodnych rysach tamtej twarzy.
Och! wykrzyknęła Pilar. Policzki jej pokrył silny rumieniec, ręką sięgnęła do
piersi. Wyciągnęła spod bluzki medalion na złotym łańcuszku, przycisnęła zamek i
wieczko odskoczyło. Na Poirota spoglądała ta sama roześmiana twarz.
Moja matka powiedziała Pilar.
Poirot nachylił się. Na odwrocie medalionu widniał portret młodego przystojnego
mężczyzny o czarnych włosach i szafirowych oczach.
To pani ojciec?
Tak. Był bardzo piękny, prawda?
Istotnie. Ale chyba niewielu Hiszpanów ma niebieskie oczy, signorina.
Czasami zdarza się to na północy kraju. A poza tym jego matka była Irlandką.
Poirot rzekł zadumany:
Ma więc pani w sobie krew hiszpańską, irlandzką i angielską, a także trochę
cygańskiej. Wie pani, co sobie myślę? Kobieta z takim dziedzictwem może być
groznym wrogiem.
Wrogom należy podrzynać gardła, prawda, Pilar? Pamięta pani chyba własne
słowa z pociągu? rzekł z uśmiechem Farr. Och&
Urwał, gdy zdał sobie nagle sprawę ze znaczenia tego, co powiedział.
Herkules Poirot prędko zmienił temat:
A prawda& Przypomniałem sobie o czymś. Muszę panią poprosić o paszport,
signorina. Zażądał tego mój przyjaciel, inspektor Sugden. Sama pani rozumie,
przepisy policyjne są głupie i uciążliwe, ale potrzebne. A w myśl prawa jest pani
cudzoziemką.
Paszport? Zaraz go przyniosę. Jest w moim pokoju. Razem z Pilar podeszli ku
schodom. Pilar wbiegła na nie, a Poirot podążył za nią. Stephen szedł z tyłu za nimi.
Sypialnia Pilar znajdowała się tuż przy schodach. Pilar odwróciła się z ręką na
klamce.
Zaraz z nim wrócę.
Weszła do pokoju. Poirot i Farr czekali na korytarzu. Stephen zauważył zmieszany:
Co za głupiec ze mnie. Powinienem był ugryzć się w język. A może nie zwróciła
uwagi na moje słowa&
Poirot nie odpowiedział mu. Przechylił nieznacznie głowę na bok i nadsłuchiwał.
Doprawdy, nie rozumiem, czemu Anglicy tak się lubują w przeciągach. Panna
Estravados musiała odziedziczyć ten narodowy rys charakteru.
Czemu pan tak sądzi? Stephen Farr spojrzał na niego.
Dziś jest wyjątkowo zimno, choć jeszcze wczoraj mieliśmy ciepłą i słoneczną
pogodę. A tymczasem panna Estravados najwyrazniej uchyliła podnoszone okno.
Jakże można lubić przeciąg?
Z wnętrza pokoju dobiegło ich hiszpańskie przekleństwo i na progu pojawiła się
skonsternowana Pilar.
Ach, jakaż ze mnie głupia niezdara! Położyłam torebkę na parapecie i kiedy
szperałam w papierach, strąciłam paszport za okno. Leży na klombie. Zaraz po niego
pobiegnę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]