[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogień, zanim zostały wysłane. Uwierz mi, nie chciałem cię unieszczęśliwić ani wprawić
w zakłopotanie. Jeśli istnieje coś, co mógłbym zrobić...
Być może zachował się nadgorliwie i zwątpiła w szczerość w jego słów, bo Penny
powiedziała chłodnym tonem:
- Doprawdy, Adamie, daruj sobie; zrobiłeś więcej, niż było potrzeba.
- Musimy urządzić ten bal, nie mamy wyboru, lecz w zamian uczynię coś dla cie-
bie.
Patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby życzyła sobie tylko jednego: samotności.
Co mógłbym dla niej zrobić? - zastanawiał się Adam. Zaproponować kolejną wyprawę
do krawieckiej pracowni po suknie? Wyraziła się przecież dostatecznie jasno, że nie ma
na to ochoty już za pierwszym razem, gdy ją do tego zmusił. A gdyby nawet zmieniła
R
L
T
zdanie, mogła sobie na wszystko pozwolić sama. Nagle przyszedł mu do głowy pewien
pomysł.
- Na balu ogłosimy, że na jakiś czas wycofujemy się z życia towarzyskiego i wy-
jedziemy do domu na wsi. Będziesz tam miała tyle ciszy i spokoju, ile dusza zapragnie.
Położona w Walii posiadłość jest niezwykle urokliwa. Możemy tam wysłać książki nieco
wcześniej, żeby na ciebie czekały w bibliotece.
Oczy Penny rozbłysły na słowo  biblioteka".
- Nadchodzący bal to będzie jedyne przyjęcie, jakie wydamy?
- Na długi czas. Nie będę składał publicznych obietnic bez uprzedniej konsultacji z
tobą.
- Wyjedziemy zaraz po balu? - zapytała z nadzieją Penny.
- Jeśli taka będzie twoja wola. - Uśmiechnął się. - Zobaczymy, czy spodoba ci się
tam bardziej niż w Londynie. Muszę cię jednak uprzedzić, że w Felkirk jest piekielnie
nudno. Wieczorami nie ma tam nic do roboty poza siedzeniem z książką przy kominku.
Penny uśmiechnęła się szeroko.
- Doprawdy, wasza wysokość, jest pan dla mnie nazbyt łaskaw.
- Nie byłabyś taka chętna do wyjazdu, gdybym opowiedział ci o dziurach w dachu.
Remont nie dobiegł końca, lecz biblioteka jest do dyspozycji - zapewnił ją. - Podobnie
jak sypialnie.
Penny nagle się zarumieniła.
- A zatem zniszczenia dotknęły jakąś nieistotną część domu?
- Właściwie głównie salę balową. Kiedy wyjeżdżałem, nie nadawała się do użytku.
Rumieniec ustąpił miejsca niekontrolowanemu wybuchowi chichotu.
- Przykro mi to słyszeć, wasza wysokość.
- Spodziewałem się, że będziesz zdruzgotana tą informacją. Pozwolę ci teraz wró-
cić do pracy, lecz obiecaj mi, że jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy przy organi-
zacji balu, to mnie o tym powiadomisz.
Penny ponownie się uśmiechnęła.
- Oczywiście.
- Jestem po przeciwnej stronie korytarza - przypomniał jej.
R
L
T
- Wiem.
Zatem przebaczyła mi, doszedł do wniosku Adam. Odwrócił się do drzwi i nagle
jego wzrok padł na jedyną pozostawioną w pokoju porcelanową figurkę. Przekręcił fi-
gurkę twarzą do pokoju i powiedział:
- Przyślę kogoś po ten drobiazg, jeśli cię irytuje i zajmuje miejsce na półce.
- Nie trzeba, już się do niego przyzwyczaiłam.
Rozdział trzynasty
Nadszedł wieczór, który miał zgromadzić w rezydencji licznych gości, znajomych i
przyjaciół księcia, przedstawicieli londyńskiej arystokracji. Adam był przekonany, że, ku
jego niezadowoleniu, Clarissa pojawi się jako jedna z pierwszych. Nie mógł zaprosić naj-
lepszego przyjaciela bez żony, chociaż bardzo chętnie by to uczynił.
Clarissa nie przyjmowała do wiadomości, że Adam nie jest już nią zainteresowany,
i doprowadzała do niezręcznych sytuacji. Znał Timothy'ego od dzieciństwa i miał świa-
domość, że w przeszłości był wobec niego nielojalny. Byłoby mu o wiele lżej, gdyby
wtedy Tim publicznie go ośmieszył lub nawet wyzwał na pojedynek.
Adam miał nadzieję, że Penny stanie na wysokości zadania i odniesie towarzyski
sukces. Nagle usłyszał za plecami ciche chrząknięcie i zobaczył żonę w przejściu między
ich sypialniami. Z trudem uwierzył własnym oczom. Miała na sobie jasnozieloną suknię,
która harmonizowała z blond włosami i bladą cerą Penny. Kiedy światło lampy padło na
jedwab sukni, zaczęła się mienić różnymi odcieniami srebra i zieleni, zalśniły też cekiny
ozdabiające siatkową narzutkę, spływającą z ramion Penny.
Nawet okulary, które przy pierwszym spotkaniu wydały się Adamowi mało kobie-
ce i zle dobrane, dopełniły całość. Ich soczewki złowiły światło lampy i odbiły je w
stronę męża Penny, dodając jej oczom blasku.
Przyjaciele księcia z pewnością nie nazwaliby jej pięknością - w niczym nie przy-
pominała kobiet określanych w ten sposób. Nagle ich opinia przestała się dla niego li-
czyć. Gdy w końcu udało mu się wyrwać ją z magicznej krainy, którą do tej pory za-
R
L
T
mieszkiwała, ogarnęło go pragnienie, by chronić ją przed okrucieństwem otaczającego
ich świata.
Podeszła do niego i zabawnie przekrzywiła głowę na bok, pytając:
- W porządku?
Adam skinął głową z uśmiechem.
- Doskonale. Zlicznie wyglądasz.
- A ty mijasz się z prawdą - odparła, lekko się rumieniąc.
- Cóż za niezwykła suknia. Przywodzi na myśl Grecję i mityczną Penelope, a więc
musi do ciebie pasować. Jesteś gotowa na przywitanie gości?
- Tak. - Zdradził ją wyraz oczu.
- Teraz to ty kłamiesz.
- Już bardziej gotowa nie będę.
- A jednak wciąż brakuje mi jednej rzeczy. Chciałem się tym zająć wcześniej, ale
zapomniałem.
Podszedł do komody i wyjął z jednej z szuflad szkatułkę z biżuterią.
- Wygląda na to, że w całym tym naszym zamieszaniu oboje o czymś zapomnieli-
śmy. Nadal nie masz na palcu obrączki.
- To nie jest konieczne.
- Nie mogę się z tym zgodzić. Chociaż bankierzy i prawnicy tego nie skomentowa-
li, moi przyjaciele z pewnością zwrócili uwagę na jej brak.
Penny westchnęła.
- Nie pamiętasz, prawda? Dałeś mi obrączkę jeszcze w Gretna Green. Czasami no-
szę ją przy sobie, na szczęście. - Wyjęła z torebki zgięty gwózdz do podkuwania koni i
wsunęła go na palec. - Chociaż niewykluczone, że potrzebna jest cała podkowa, by za-
pewnić sobie szczęście.
Adam spojrzał z przerażeniem na metalowy wykrzywiony przedmiot.
- Natychmiast zdejmij to z palca.
- Nie martw się, nie zamierzałam wkładać jej na bal. Jest bardzo ciężka i niezbyt
praktyczna.
- Oddaj mi ją natychmiast - powiedział, wyciągając dłoń. - Pozbędę się tego.
R
L
T
Penny z lękiem schowała pierścionek.
- Ani mi się waż.
- To śmieć. Nawet gorzej niż śmieć - obrzydlistwo!
- To prezent - odparła stanowczo. - Na dodatek należy do mnie. Nie możesz mi
przecież czegoś ofiarować, a pózniej odebrać.
- Nie miałem pojęcia, co robię, byłem pijany w sztok. Gdybym był trzezwy, nigdy
nie zdobyłbym się na coś podobnego.
- Nie w tym rzecz - upierała się Penny. - To symbol naszego... - przez chwilę szu-
kała właściwego słowa - porozumienia.
- Nie chcę, by moi przyjaciele sądzili, że przypieczętowałem nasz związek kawał-
kiem pogiętego żelastwa. Jesteśmy w Londynie, mogę ci ofiarować obrączkę, która w
pełni ci się należy.
Penny ponownie westchnęła.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Ależ jest.
- Niech ci będzie. Miejmy to już za sobą.
Oto kolejny dowód, że jego żona jest jedyna w swoim rodzaju. Doświadczenie
podpowiadało mu, że każda inna kobieta byłaby zachwycona takim prezentem: obrączka
była szeroka, ze szczerego złota, wysadzana szafirami i brylantami.
- Podaj mi dłoń.
Penny wyciągnęła dłoń w stronę męża, a ten wsunął jej obrączkę na smukły palec.
- Podtrzymuję to, co powiedziałam wcześniej. W porównaniu z tą obrączką,
gwózdz wydaje się lekki jak piórko. Ona do mnie zupełnie nie pasuje.
- Możemy jutro udać się do jubilera i dostosować rozmiar.
- Nie chodzi o rozmiar, tylko o charakter.
- Należała do mojej matki - wyjaśnił Adam - a wcześniej do mojej babki.
- Może gdybym była twoją matką, to by do mnie pasowała. - Penny podniosła głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl