[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoich błędów...
 Zdolny automat. Nie śmiej się, ale Soto mi
mówił, że Konstruktor nie lubi, gdy zmienia się
jego decyzje...
 Jak to nie lubi? Nie może się przecież
sprzeciwić żadnej decyzji człowieka. Ma
wbudowany układ bezwzględnego
posłuszeństwa.
 Tak, ale Soto mówił, że stara się po prostu nie
dopuszczać do sytuacji, w których człowiek
zmieniałby jego decyzje. Właśnie dlatego Soto
konsultował się z Instytutem Sieci
Podprogowych.
 Ciekawe.
 Soto też tak mówił. Zatrzymali się.
 A tam są zespoły pamięci.
Tor pochylił się nad okrągłym otworem szybu.
Wiało stamtąd zimnem i mimo klimatyzacji
oddech zmieniał się w parę.
 Nie jest tam za ciepło...
 To płynny hel. Mimo izolacji cieplnej i całej
tej klimatyzacji wszystko wyziębia.
 Schodzimy?
 Tak. Wezwiemy tylko automaty.
 Przypuszczasz, że on tam może być?
 Chemik?
 Tak.
 Nie wiem. Może... Gdyby był cybernetykiem,
znalezlibyśmy go tam. To oczywiste, że
przyczyną musiała być decyzja Konstruktora.
Decyzja ta musiała zostać zapisana w pamięci...
 Ale on był chemikiem.
 Właśnie. Przypuszczam, że nie potrafiłby
nawet przejrzeć zawartości pamięci takiego
automatu. Automaty naprawcze nadeszły po
chwili, niewielkie, stożkowate, z dziesiątkami
specjalizowanych wypustek operacyjnych
wysuwających się na żądanie ze stożka.
Przepuścili je przodem i schodziły one kolejno
w głąb szybu. Nagle tuż za nimi odezwał się
wewnętrzny głośnik Bazy:
 Nareszcie jesteście. Wejdzcie. Jestem w
laboratorium.
 Co... co to było...  wyszeptał wreszcie Marp
 on gdzieś tam jest i nas wzywa... Tor nie
odpowiedział.
 Chodzmy, Tor... on nas wzywał. Słyszałeś
przecież. Chodzmy, na co czekasz?
 Przypuszczam  Tor odpowiedział po chwili
 że właśnie o to chodzi, byśmy tam wrócili...
 Wzywał nas.
 To nie Chemik. Przypuszczam, że to
Konstruktor polecił automatowi wejściowemu
odtworzyć te słowa i przekazać je do
wewnętrznej sieci bazy tak, byśmy je tu
usłyszeli...
 Konstruktor? Po co miałby to robić?
 Nauczył się, że po tych słowach idziemy do
laboratorium. Odtwarzaliśmy je dwa razy. Raz
poszliśmy potem do l laboratorium, a za drugim
razem znajdowaliśmy się we wnętrzu tego
pomieszczenia. Teraz... teraz chce, żebyśmy
tam poszli znowu...
 Ale po co?
 Nie chce, abyśmy weszli do zespołów
pamięci. Zatrzymać nas nie może. Nic prawie o
nas nie wie, tylko to, że po tym haśle idziemy do
laboratorium...
 Tak sądzisz...
 Tak. To jest samouczący się automat. Sam
mówiłeś, że Soto wspominał, iż Konstruktor
stara się nie dopuszczać do
pewnych sytuacji. Masz. To jest właśnie
przykład takiego
zachowania...
 I co zrobimy?
 Idziemy... idziemy do jego pamięci. On może
robić takie kawały, ale naprawdę zatrzymać nas
nie może. W swojej pseudopsychice ma
wbudowane układy bezwzględnego
posłuszeństwa człowiekowi.
Tor zszedł pierwszy, a za nim Marp.
Kilkadziesiąt kroków oszronionym korytarzem
i byli w centrum pamięci.
 Człowiek czuje się tu jak w lodówce.
 Jeżeli jest ci zimno, włóż hełm i włącz
ogrzewanie skafandra.
 Co, wewnątrz bazy mam chodzić ubrany jak
w próżni? Nigdy! Zaczynajmy lepiej tę robotę.
 Zacznę od przejrzenia ograniczeń
narzuconych na budowane kosmoloty. To jest
główne zadanie Konstruktora, jego
przeznaczenie, i to może być zródłem
największych konfliktów automatu.
 Konfliktów?
 Tak. W fundamentach jego pseudopsychiki
jest wbudowana dążność do przezwyciężania
trudności na drodze do zrealizowania nowego
kosmolotu. Mówiąc to Tor równocześnie przy
pomocy automatu zdjął płytę pancerną. Za nią
błyszczały tysiące niewielkich kryształków
zlepionych w nieforemną bryłę. Do tej bryły
elastycznymi mackami przyssał się mały,
wyspecjalizowany automat odczytu.
 Tak  powiedział po chwili  można się było
tego spodziewać. Największym ograniczeniem
dla Konstruktora był Inżynier.
 Jaki inżynier...
 Nie znam jego nazwiska. Konstruktor określa
go jako  czynnik ludzki". Pewnie ten Inżynier,
który leciał wtedy z Soto.
 Dobrze. Ale dlaczego był ograniczeniem?...
 Bo nie zgadzał się na liczne koncepcje
Konstruktora. Zapewne część jego sprzeciwów
miała racjonalne podstawy, a część wynikła z
przyzwyczajeń do konwencjonalnych
konstrukcji, konwencjonalnych silników.
Koncepcje Konstruktora odnośnie rozwiązań
technicznych kosmolotów musiały być bardzo
śmiałe...
 Tę ostatnią, wykonaną bez udziału Inżyniera
widzieliśmy.
 Właśnie. W niczym nie przypominała
kosmolotu. Wszystkie takie koncepcje Inżynier
odrzucał, a Konstruktor musiał być mu
posłuszny.
 To jest normalne. Z tego jeszcze nic nie
wynika...
 Tak, ale Soto i Inżynier odwiedzali
kilkakrotnie Instytut Sieci Podprogowych. Sam
mi o tym wspominałeś.
 Odwiedzali. Ale co to ma do rzeczy 7
 Po prostu, w czasie gdy ich nie było na planetoidzie, Konstruktorowi nikt nie
przeszkadzał w jego działalności. Nie było
Inżyniera... Ale nie w tym rzecz. Istota sprawy
leży gdzie indziej. Otóż Konstruktor, automat
uczący się, zauważył, że każdemu powrotowi
Inżyniera towarzyszy wcześniejsze wezwanie"
radiowe, odbierane w bazie. Wezwanie to
włączało nadajnik bazy, jeżeli nie pracował.
Rozumiesz teraz? Po prostu Konstruktor
doszedł do wniosku, że włączenie nadajnika
jest konieczne do powrotu Inżyniera, który
stanowi ograniczenie w swobodzie jego
działania...
 I wyłączył nadajnik...
 Tak, wyłączył nadajnik bazy, gdy nadchodziło
wezwanie nadane z przybywającego
kosmolotu... Nam także wyłączył... Pamiętasz?
 Pamiętam.
 Sposób okazał się skuteczny. Inżynier nie
wrócił...
 Więc on potraktował Inżyniera jak
obiektywną trudność w realizacji projektu... tak
jak traktował trudności techniczne, dla których
znajdował rozwiązanie.
 Tak'.
 I nie przypuszczał, że oni zginą...
 W jego pamięci nie jest zapisane, że odejście
kosmolotu w próżnię może narazić człowieka
na niebezpieczeństwo. Gdyby to wiedział, nigdy
by nie przerwał nadawania. Nie mógłby, bo
byłoby to sprzeczne z podstawowymi prawami
jego pseudopsychiki...
 A Chemik? Co się stało z Chemikiem?
 Nie wiem. Myślę, że czekał na Soto i
Inżyniera... Oni nie przylatywali. Rozpoczął
doświadczenia... Przekazał automatowi
wejściowemu słowa, które słyszeliśmy, a mały
androidalny automat informował go o
sygnałach kosmolotu Soto...
 Dobrze, ale co się z nim stało? To jest istotne.
Tor milczał chwilę.
 Przypuszczam, że zrozumiał w końcu, że coś
jest nie w porządku, wtedy gdy automat
przekazał mu wiadomość o słabnięciu
sygnałów. Zostawił doświadczenie i nie
wyłączając aparatów pobiegł do centrum
odbioru. Tam usłyszał cichnące wezwania
pomocy kosmolotu Soto...
 I co dalej?
Tor wzruszył ramionami.
 Nie wiem...
 Ale coś przypuszczasz?
 Przypuszczam, ale to za mało. Przypuszczam,
że popełnił błąd, przez który wszyscy zginęli.
Myślał widocznie, że rakieta została
uszkodzona przez meteor i oni tam giną, a
automat kosmogacyjny samoczynnie nadaje
wezwania pomocy. Przypuszczenie dobre jak
każde inne... Faktem jest, że nie wzywał przez
radio kosmolotu Soto. Myślę, że wybiegł na
kosmodrom i wystartował awaryjnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl