[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nawet wtedy - przyznała.
- Chyba cię rozumiem - odparł. - I szanuję twoje zdanie.
Bardzo sobie cenisz... honor, Caitlin.
- Staram się trzymać swoich zasad.
- Więcej osób powinno tak postępować.
- Wszyscy próbują.
- Może - odparł bez przekonania. - Do zobaczenia więc
- dodał po chwili i odszedł w kierunku parkingu.
Walcząc z pokusą, by się obejrzeć, Caitlin ruszyła w prze-
ciwną stronę.
S
R
Rozdział piąty
Caitlin zawsze uważała, że znacznie trudniej jest pracować
w sylwestra niż podczas świąt, kiedy to na oddziale panowała
rodzinna atmosfera i każdy starał się być miły. Ostatniego dnia
roku wszyscy byli bardzo podekscytowani czekającymi ich wie-
czorem rozrywkami. A w Sydney, jeśli się nie spędziło sylwe-
stra na wytwornym przyjęciu - najlepiej na prywatnym jachcie
z wynajętym zespołem muzycznym i wyrafinowaną kuchnią -
to tak, jakby się nigdzie nie było.
Rok wcześniej Caitlin wybrała się ze Scottem do restauracji
portowej. Jedli egzotyczne dania i całą noc tańczyli reggae,
a potem oglądali pokaz ogni sztucznych. Bawili się świetnie.
W tym roku jednak musiałaby iść na sylwestra sama, co nie
wydawało się jej zbyt zachęcające.
- Wszyscy dziś się bawią, tylko nie my - rzekła Laurel
Thompson do koleżanek, z którymi miała dyżur.
- Nie jest aż tak zle, wychodzimy o jedenastej - odparła
Brooke Peters. - Mam zamiar załapać się jeszcze na jakieś przy-
jęcie, nawet gdybym miała bez zaproszenia wedrzeć się do
rezydencji Potts Point.
Caitlin nie miała takich planów. Została co prawda zaproszo-
na do znajomych, ale nie chciała do nich iść. Po pierwsze, było
to daleko od szpitala i pewnie dotarłaby tam dopiero przed
północą. A po drugie, wszyscy pytaliby ją o Scotta i wtedy mu-
S
R
ulałaby im powiedzieć, że z nim zerwała. Do tej pory nie wyja-
wiła lego nawet rodzicom.
Zadzwonię do nich jutro, postanowiła. Nie będę im dzisiaj
psuć humoru.
- Elise Best czuje się już lepiej - oznajmiła Josie Wade,
która właśnie kończyła dyżur. - Z Betty Reid wciąż jest zle.
Zaczynają dawać o sobie znać skutki uboczne leków przeciw-
bólowych. A Jason Smart ma infekcję. Niezbyt grozną, ale nie
można jej bagatelizować.
Nie wyraziła tego głośno, ale wszystkie wiedziały, że będą
musiały dłużej znosić jego fochy, ponieważ nie wyjdzie jeszcze
ze szpitala.
- Doktor Ferguson - ciągnęła Jose - dzwonił dwadzieścia
minut temu i mówił, że będzie tu za pięć minut, a więc pewnie
możemy się go spodziewać za pół godziny. - Powiedziała to
całkiem poważnie, a żadna z pielęgniarek się nie roześmiała,
ponieważ tego rodzaju spóznienia były na porządku dziennym.
- Doktor Ferguson? - powtórzyła Brooke.
- Jeszcze go nie poznałaś. To on przeszczepiał nerkę synowi
Elise Best. Pracuje tu od niedawna. Chyba od września.
- Od pazdziernika - sprostowała Caitlin odruchowo i, wi-
dząc, że wszystkie na nią patrzą, wyjaśniła: - On jest bratem
mojej szwagierki.
Nie powinna była wcale się odzywać. Nie chciała, by koja-
rzono ją z Angusem.
- Naprawdę? - zdziwiła się Brooke. - A więc znasz go?
- Niezbyt dobrze - odparła Caitlin i w tej właśnie chwili
Angus ukazał się w drzwiach.
- Przepraszam, ale właśnie ktoś mnie wzywa przez pager.
Muszę zadzwonić - rzekł, patrząc prosto na Caitlin. Nachylił się
S
R
nad biurkiem i sięgnął po telefon. - Mówi Ferguson - powie-
dział po chwili do słuchawki.
- Masz szczęście z tą bratową - szepnęła Brooke do Caitlin.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- On jest całkiem interesujący.
- Tak sądzisz?
- A ty nie?
- Wcale nie uważam, żeby był przystojny - odparła Caitlin
zgodnie z prawdą.
- Naprawdę? - W głosie Brooke zabrzmiało powątpiewa-
nie.
- Ma trochę krzywy nos, ponure spojrzenie, za grubo ciosa-
ne rysy. Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje mi się zbyt...
- Posępny! To bardzo pociągające!
- Brooke! - wtrąciła Josie. - Skupcie się przez chwilę!
Angus wciąż rozmawiał przez telefon.
- Poza tym, co mówiłam, nic się specjalnie nie dzieje - kon-
tynuowała Josie. - Resztę informacji znajdziecie w kartach lub
w komputerze.
- Zaraz tam będę - usłyszały głos Angusa. Odłożył wreszcie
słuchawkę i zwrócił się do Josie: - Chciałem odwiedzić panią
Best, ale właśnie się dowiedziałem, że wiozą do nas dwójkę
ciężko rannych dzieci z wypadku na autostradzie. Wpadnę do
niej pózniej. Przekażcie jej, że William czuje się dobrze.
- Na pewno się ucieszy.
W tej samej chwili z ulicy dobiegło wycie syren, trąbienie
klaksonów i pisk hamulców. Pielęgniarki wstrzymały oddech,
czekając na odgłos zderzenia, które jednak nie nastąpiło. Syreny
ucichły i słychać było, jak pod szpital podjeżdżają karetki. Już
wiem, czemu nie lubię pracować w sylwestra, pomyślała Cait-
S
R
lin. Nie znoszę tego czekania na ofiary wypadków, a mamy
dopiero trzecią po południu.
Upłynęły dwie godziny, a Angus nadal nie pojawił się na
oddziale, by odwiedzić panią Best. O siódmej przywieziono
jedną z ofiar wypadku prosto z sali operacyjnej. Fotini Lyrista-
kis była matką dwojga dzieci, które prawdopodobnie Angus
jeszcze operował. Miała uszkodzony pęcherz, złamaną miednicę
i kość udową. Ustalono, że zostanie na oddziale parę dni, a po-
tem przeniesie się ją na ortopedię.
- Kto operował jej pęcherz? - spytała Brooke.
Caitlin spojrzała na kartę chorej zapisaną drobnym pismem.
- Hunterdon - odparła. - Ale niestety, chyba przyjdzie tu
niedługo jego asystent Greg.
Greg Snow zjawił się pół godziny pózniej. Caitlin do tej pory
nie miała czasu nic zjeść, ale nie wydawało się jej to takie ważne.
Chciała się dowiedzieć, w jakim stanie są dzieci pani Lyristakis.
Nie przepadała jednak ze doktorem Snowem, który był znany
z tego, że w stosunku do pielęgniarek zachowywał się zawsze
tak samo: krzyczał na nie, ignorował je lub też sądził, że za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl