[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
R
Zaintrygowana, Francesca pożegnała się i ruszyła do wyjścia.
Spoglądając w niebo, zauważyła:
- Chyba będzie padało.
- Raczej na pewno - odparł Luke. Otworzył drzwi samochodu
i zaprosił: - Wskakuj.
Kiedy po chwili zatrzymali siÄ™ przed jej domem, a Luke nie
zamierzał wysiąść, Francesca poczuła się lekko rozczarowana.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień - rzekła, odpięła pas i sięgnęła
do klamki.
- To ja dziękuję - odparł Luke i dotknął jej ramienia, jak
gdyby chciał ją jeszcze zatrzymać. - Podjęłaś już decyzję w
sprawie jutrzejszego dnia?
Kiedy przy śniadaniu Luke powiedział, że były szef, profesor
James Fielding-Smythe, prosił go o przekazanie jakiegoś
drobiazgu Conorowi i Kate i zaproponował, aby mu
towarzyszyła, nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć.
Małżeństwa Andersonów nigdy osobiście nie poznała, lecz
często widywała ich nazwisko na skierowaniach na
prześwietlenia, USG albo inne badania.
- Wiesz... - zaczęła z wahaniem.
- Proszę cię, Chessie - nalegał Luke - naprawdę zależy mi na
tym, abyś dotrzymała mi towarzystwa. Nawet bardzo zależy.
Psiakrew! Jak mogłaby odmówić, gdy zwracał się do niej tym
niskim, lekko schrypniętym głosem i patrzył na nią tak
uwodzicielsko?
- Dobrze - zgodziła się.
S
R
- Zwietnie! - ucieszył się Luke. - Jesteś cudowna! -Nachylił
się i cmoknął ją w usta. Zmieszana wysiadła z samochodu. -
Przyjadę po ciebie o jedenastej - o-świadczył i włączył silnik. -
Do zobaczenia!
- Do zobaczenia.
Na progu mieszkania odwróciła się i pomachała mu ręką.
Dopiero wtedy ruszył, a ona zamknęła drzwi. Dom wydał jej się
pusty, a wszędzie natykała się na ślady rannej wizyty Luke'a,
pustą torebkę po pieczywie, słoiczek z miodem, kubek, z którego
pił kawę, umyty i denkiem do góry postawiony na suszarce.
Francesca zadrżała, lecz nie z zimna, a ze strachu. Bała się, że
Luke staje się w jej życiu kimś bardzo ważnym. Zbyt ważnym.
Właśnie zgodziła się spędzić z nim jutrzejszy dzień.
Co ja wyprawiam? - pytała się w duchu.
I czym to się skończy?
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Następnego dnia wcale nie była bliższa znalezienia
odpowiedzi na dręczące ją pytania. Targały nią sprzeczne
uczucia. Chociaż mówiła sobie, że od Luke'a nie chce niczego
poza przyjaznią, to jednak była strasznie rozczarowana, gdy jej
nie pocałował na powitanie.
Musnął tylko wargami jej usta i przedstawił nie-
spodziewanego towarzysza podróży - ogromnego pluszowego
słonia, zajmującego prawie całe tylne siedzenie. Jak się okazało,
owa zabawka, prezent profesora dla córeczki Kate i Conora
Andersonów, Rebeki, która za kilka dni miała obchodzić trzecie
urodziny, była głównym powodem wycieczki.
- Dlaczego słoń? - zdziwiła się Francesca, nie mogąc
powstrzymać śmiechu.
- Bo widzisz, w podróż poślubną Conor i Kate wybrali się do
Kenii - zaczął Luke. - Tam zwiedzali sierociniec dla słoni i
zostali sponsorami osieroconego słoniątka. Od tamtej pory
regularnie wpłacają pieniądze na jego utrzymanie. Rebecce
bardzo się podoba pomysł posiadania własnego słonia. W ogóle
fascynują ją słonie i dlatego profesor postanowił ofiarować jej tę
zabawkÄ™.
- Będzie większy od niej ! Luke zachichotał.
- Na pewno.
S
R
Jego śmiech trącił czułą strunę w sercu Franceski i o-budził
tęsknotę, jaką zawsze starała się w sobie zdusić.
Po nocnym deszczu poranek był rześki i świeży, łecz potem
wyszło słońce i zapowiadał się ciepły dzień.
Kiedy opuścili Strathlochan, Francesca odchyliła się na
oparcie fotela i podziwiała widoki. Luke miał rację, przyznała w
myśli, dobrze jest od czasu do czasu ruszyć się gdzieś i zmienić
otoczenie.
Obejrzała się za siebie na pluszowego zwierzaka i
uśmiechnęła się. Rebecca będzie uszczęśliwiona. Przewidujący
Luke przygotował dla małej prezent i od nich, książeczki i
ozdobną kartkę z życzeniami, i poprosił Francesce, żeby również
się na niej podpisała. Widząc swoje imię obok jego imienia,
Francesca doznała dziwnego uczucia. Wiezli też butelkę wina
dla Co-nora i kwiaty dla Kate.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]